sobota, 28 listopada 2009

Co osiem kończyn to nie jedna czyli networking


OK., zaraz podam przepis zgodnie z obietnicą jaką dałem rano a po ponagleniu od felluni, co ładne ciasteczka robi, to raczej spać nie pójdę niż…

Jeszcze tylko jedno a propos wyróżnień. Jeżeli podejść do tego nieambicjonalnie i tylko w kategoriach zabawy, która ma swoje reguły, wtedy unikamy wszystkich fochów, żalów, urazów i negatywnych emocji. Pozostaje tylko nieskażona zawiścią przyjemność poznawania nowych blogów. To tyle.

A teraz konkrety, przepis znaczy.







Sałatka z kałamarnic
(4-5 porcji)

600g kałamarnic (mrożonych – ja używam argentyńskich)
100g mąki
20g pieprzu cayenne
Sól morska
Sałata rukola
Olej do głębokiego smażenia

Rozmroź kalamary, oczyść z tzw. plastiku, potnij w poprzek na krążki o szerokości 4-5 mm. Osusz na durszlaku.

Dokładnie wymieszaj mąkę z cayenne.

Rozgrzej olej do 160°C, obtocz krążki w mieszance mąki i cayenne i smaż na głębokim oleju przez 2-3 minuty lub dłużej jeżeli lubisz chrupkie. Wyjmij na papier kuchenny i posól. Wymieszaj z rukolą i podawaj z tzatzykami lub pomarańczowym dipem jogurtowym.

Tzatzyki nie wymagają podawania przepisu, jak podejrzewam a dip pomarańczowy to:

200g jogurtu greckiego
Skórka starta z ½ pomarańczy
Sok z ½ pomarańczy

Dokładnie wymieszać ze sobą składniki i gotowe:)

Smacznego!

P.s uprzedzam, że mogę być mało uchwytny przez najbliższe 2 tygodnie.
Pozdrawiam
Arek
* mieszankę mączno-pieprzową można przesiać i zostawić na następny raz.

czwartek, 26 listopada 2009

Wyróżnienia, nagrody, medale.

Po pierwsze, podziękowania dla Monikuchaonline i Pumpkin Kitchen za wyróżnienie. Dziękuję bardzo!

Ciężko było mi się zdecydować czy wytypować kolejnych 10 blogów czy, jak to zrobiło parę osób, grzecznie podziękować i przerwać proces. Jako urodzony przeciwnik łańcuszków bardziej optowałem za tym ostatnim, ale postanowiłem odwiedzić parę innych, wyróżnionych blogów.

Muszę przyznać, że kilka z nich już trafiło na moją listę odwiedzanych i zmieniłem zdanie. System zadziałał, dotarłem do nowych blogów, do których być może nigdy bym nie trafił, ale ponieważ zostały mi wskazane jako warte uwagi – odwiedziłem.

To nie łańcuszek a stu procentowy networking w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jeszcze raz dziękuję Cremebrulee i Monice i zamieszczam zasady:



* Opublikuj znaczek na swoim blogu z komentarzem zachęcającym i linkiem do osoby, od której go otrzymałaś/otrzymałeś

* Przekaż go do 10 osób z prośbą o opublikowanie zasad.

* Osoby, które odbiorą znaczek proszone są o zostawienie komentarza.

Kochani mile będziecie widziani w gronie stałych gości - obserwujących blog.Zasadą powyższej premii jest poznanie jak największej liczby blogów, a zostawienie swojej wizytówki jest dla Ciebie reklamą i zachęceniem do odwiedzenia Twojego bloga. Myślę, że każdy z nas marzy o jak największej liczbie gości.

A oto moje wyróżnione blogi (proszę nie pytajcie o kryteria):

Simple Cooking Pleasures – za zainspirowanie i namówienie mnie do rozpoczęcia blogowania.

Stawberries from Poland – za to co i jak pisze i fotografuje.

Pieprz czy Wanilia – za “nocne zmiany” w piekarni i tego efekty.

Kuchnia na gazie – za obraną konwencję i jej bezkompromisową realizację.

for the Body and Soul – za nieskazitelność (ciężko mi było znaleźć inne określenie, ale to chyba najlepiej pasuje:D)

Kuchnia Szczęścia – za kulinarne maratony.

Makagigi i 55 pierników – za całokształt i energię, którą emanuje.

Życie ze smakiem – jak to mówią Anglicy good all-rounder.

Zapiecek – za specjany dział poświęcony kuchni regionalnej (smaki lubelszczyzny).

Sarenka w kuchni – za wegetariańską kuchnię i …Luisa de Funes’a .


Oczywiście chciałbym wyróżnić więcej blogów, ale czy nie uważacie, że zabawa straciłaby sens? Właśnie, tak to traktuję, jako zabawę. Inaczej nie mógłbym spać:D

Po drugie, mam przepis na dzisiaj, ale umieszczę go w następnym poście.

Pozdrawiam!





wtorek, 24 listopada 2009

Jesienna sałatka o letniej aurze


Dzisiaj nie będzie o Bossie, wspominkach z dzieciństwa i tym podobnych. Dzisiaj będzie poważniej, czyli o gotowaniu a w zasadzie o tym co w nim jest dla mnie ważne. O tym, jaka jest moja filozofia gotowania.

SMAK (bo bez tego dalsze punkty nie mają sensu), PREZENTACJA/kolory (w końcu jemy też oczami), PROSTOTA (nie mylić z prościzną) czyli szczerość a nawet – nie bójmy się użyć tego słowa - prawda emocjonalno-smakowego przekazu. To trzy podstawowe elementy, którymi się kieruję. Ci, którzy są ze mną (tzn. moim blogiem) dłużej zapewne zauważyli, że wyznaję też zasadę 3 składników/smaków głównych oraz zasadę mniej znaczy więcej.

Myślę, że sałatka, którą dzisiaj przedstawiam doskonale definiuje moje podejście. Jest balansem prostoty, koloru, smaku i tekstur czyli ucztą dla wszystkich zmysłów…no i zahacza również o zasadę maksimum efektu przy minimum wysiłku.





Jesienna sałatka o letniej aurze
(4 porcje)

2 żółte papryki
1 czerwona cebula pocięta w ósemki
1 główka czosnku
6-8 purpurowych ziemniaków (lub innych małych)
2 płaskie łyżki kaparów
2 garści rukoli
2 garści młodych listków buraka (lub innych, np. roszponki)

Dressing

4 łyżki oliwy z oliwek
Sok z ¼ cytryny
Starta skórka z ¼ cytryny

Najpierw ugotuj w posolonej wodzie ziemniaki w skórkach, ostudź a następnie obierz i pokrój w plastry.

Rozgrzej piekarnik do 200°C.
Z folii aluminiowej wyrwij kwadrat 15x15 cm. Na środku połóż czosnek polej oliwą, zawiń, połóż na górną półkę w piekarniku i piecz ok.30-40 minut
Połóż papryki i cebulę na blachę, polej małą ilością oliwy i wstaw na środkową półkę. Po 20-25 minutach wyjmij cebulę, przewróć papryki* i piecz je następne 15-20 minut.

Wyjmij papryki z piekarnika, włóż do małej miski i przykryj szczelnie folią plastikową. Odstaw do ostygnięcia. Kiedy ostygnie obierz papryki ze skórki i usuń nasiona. Potnij miąższ na 5 mm paski.

Wyjmij ząbki czosnku z łupinek lub zostaw „w” dla bardziej rustykalnej prezentacji.

Żeby zrobić dressing po prostu wymieszaj ze sobą składniki.

Wymieszaj liście i ułóż na talerzach, zaaranżuj pozostałe składniki i polej dresingiem.
Smacznego!

* Papryki możesz przewracać częściej dla równomiernego upieczenia. Uważaj żeby się nie przypaliły zbyt mocno bo miąższ zbrązowieje.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Sałatka z grilowanego łososia z cajun, burakami i kozim serem.



Dzisiaj idziemy na urodziny do Andrzeja. Na pewno będzie ta okropna sałatka. Pamiętaj, jak nie chcesz jej jeść to powiedz, że nie jesteś głodny…no, i żeby przypadkiem nie wyrwał ci się jakiś tekst… - tak instruował ośmioletniego mnie mój starszy brat kiedy szliśmy na urodziny kolegi, którego mama robiła jedną ze straszniejszych sałatek warzywnych jakie kiedykolwiek jadłem. Wszystko było rozdrobnione do granic możliwości, brak przypraw, śladowe ilości majonezu…koszmar.

W dalszym życiu spotkałem jeszcze parę innych osób, które potrafiły zabić wszystkie pięknie wyglądające składniki na śmierć przez maksymalne rozdrobnienie, nawet sałatę, ale…z wizją artysty nie można się kłócić – można ją odrzucić:)

Dzisiaj chciałem dodać do baru sałatkowego jedną z moich ulubionych sałatek lunchowych. Ta wersja (mimo tego, że bardzo prosta) ma dwóch autorów – mnie i mojego kolegę Roba. Wymyśliliśmy ją jako jedną z opcji na Ladies Menu (miało być Mums & Prams), które nie przetrwało nawet miesiąca, ale sałatka ma się dobrze i nie schodzi z głównego menu od prawie dwóch lat:)

Sałatka z grilowanego łososia z cajun, burakami i kozim serem.
(2 porcje)

2x 120g fileta z łososia
Przyprawa cajun

Mieszane liście sałaty
2 małe ugotowane i obrane buraki pokrojone w ćwiartki
60g miękkiego koziego sera
12 pomidorków czereśniowych/koktajlowych
8 młodych ziemniaków (ugotowanych i przeciętych na pół)
Łyżka prażonych orzeszków piniowych (opcjonalnie)
Dressing z octem moscatel lub oliwa z cytryną

Posyp dokładnie łososia przyprawą cajun i griluj lub piecz przez ok. 12-15 minut.
Zaaranżuj pozostałe składniki na talerzach, polej dressingiem i dodaj łososia.

Smacznego!

wtorek, 17 listopada 2009

Ostre i skwierczące curry jagnięce z południowych Indii


Drogie Kóleżanki, Drodzy Kóledzy. Siostry i Bracia w kulinarnym rock and roll’u…
Dawno mnie nie było w blogosferze i tym, którzy za mną tęsknili mówię dziękuję za tęsknoty a tym, którzy nie – obyście mieli na coś smaka i nie mogli ustalić na co… BIADA WAM!!! BIAAADAAAA!!!he!he!


Przeszedłem w zeszłym tygodniu parę egzaminów a w ramach jednego z nich popełniłem nawet dzieło pt. Free range or intensive farmed? Why custemers are more likely to let farm animal welfare concerns influence their restaurant choice? –w związku z czym wiedzą na temat drobiu dorównuję Panu Józkowi - najbardziej znanemu hodowcy drobiu:)

Czerwone conversy, czarne bawełniane spodnie dresowe, t-shirt, czarna marynarkowa skóra, ray bany a la Blues Brothers i pomarańczowa „bag for lifeSainsbury’s – tak wyglądał Boss na co dzień. Od święta wkładał niebieską (raczej odblaskową) marynarkę i czarne spodnie, ale to zdarzało się bardzo rzadko.
Mówił, że jest duży, największy etc., ale dotyczyło to raczej jego obwodu w pasie do czego miał bardzo duży dystans.

Polubiliśmy się i zgraliśmy od pierwszego wejrzenia. Mimo dużej różnicy wieku i znaków zodiaku nadawaliśmy na podobnych falach i mieliśmy podobny temperament. Burza nadchodziła szybko i niespodziewanie i w taki sam sposób odchodziła nie pozostawiając długotrwałych zniszczeń. Wystrzał pioruna załatwiał sprawę raz na zawsze:) Naprawdę dziwię się, że wciąż używamy w kuchni tego samego aparatu telefonicznego:D

Boss był miłośnikiem curry i miał najlepszego czuja do wynajdowania dobrych miejsc, gdzie można zjeść pysznie, autentycznie i tanio. Jego styl gotowania był pod dużym wpływem kuchni hinduskiej i orientalnej, który czasami określaliśmy jako : kolendra, kolendra, chilli, chilli, więcej kolendry i trochę więcej chilli, no i DUUUŻO kolendry i na pewno będzie pyszne…

Przed piątą, kiedy kończyła się Bossa zmiana z głośnika sączył się Bob Dylan, w telewizji był krykiet a my piliśmy piwo. W międzyczasie, któryś z nas wymykał się do przebieralni i związywał Bossowi sznurówki w „wyjściowych” conversach tylko po to, żeby za chwilę usłyszeć krzyk : KTÓRYYYY???? A potem zobaczyć uśmiechniętą minę pełną dumy i zadowolenia ze swoich chłopców….

Było ostro…naprawdę ostro…a jako namiastkę mam dla was






Ostre i skwierczące curry jagnięce z południowych Indii
(ok. 6 porcji)

Olej do smażenia
1 łyżeczka ziaren gorczycy (ang.mustard seeds)
4 ząbki czosnku (plasterki)
6 szalotek lub 2 cebule (piórka)
1 pęczek kolendry (oderwij listki a łodyżki posiekaj)
1 kawałek wielkości kciuka imbiru (obrany i pocięty w „zapałki”)
½ łyżeczki kurkumy
½ łyżeczki cynamonu
2 łyżeczki proszku chilli
1 kg karku lub łopatki jagnięcej lub baraniej (pociętej w 2-3 cm kostkę)
2 liście laurowe
400g pomidorów w puszce
1 litr wywaru drobiowego
Sól morska
Świeżo mielony pieprz
1 dynia piżmowa (butternut squash) pocięta w kostkę
2 garści liści szpinaku

W dużym garnku rozgrzej 4-5 łyżek oleju. Wrzuć gorczycę i smaż aż zacznie pstrykać, wtedy dodaj czosnek, szalotki, posiekane łodyżki kolendry i imbir. Smaż 5-10 minut aż zmięknie.

W miseczce wymieszaj kurkumę, cynamon i chilli z małą ilością wody tworząc pastę. Dodaj to do garnka i smaż ok. minuty uważając, żeby nie przypalić. Zmniejsz ogień do minimum. Na patelni podsmaż mięso do zbrązowienia (najlepiej smaż porcjami) i dodaj do garnka. Zamieszaj, żeby pokryć mięso przyprawami a następnie dodaj liście laurowe, pomidory, zalej wywarem (wlej tylko tyle, aby przykryć mięso) i dopraw solą i pieprzem. Doprowadź do wrzenia, przykryj przykrywką, zmniejsz gaz i gotuj przez 1½ godziny aż mięso zacznie się rozpadać. Zaglądaj co jakiś czas do garnka- jeżeli zbyt dużo sosu odparowało-dodaj wywaru.
Po 1½ godziny dodaj dynię i gotuj przez ok. 40 minut lub do momentu kiedy dynia będzie miękka. Następnie dodaj szpinak i gotuj przez 1-2 minuty. Posyp liśćmi kolendry i podawaj.

Najlepszym dodatkiem do tego curry jest szafranowo-kardamonowy ryż.
(ok. 6 osób)

½ kg ryżu basmati
Szczypta szafranu
4-6 kardamonów
1 laska cynamonu
Sól morska

Zagotuj wodę z przyprawami dodaj ryż i gotuj na wolnym ogniu pod przykryciem ok.15 minut.

* Jest to sprawdzona i dająca bardzo autentyczny efekt receptura.
* Dynia w wielu restauracjach hinduskich jest nieobierana ze skórki.

* Jagnięcinę możesz zastąpić kurczakiem.

Proszę o zrozumienie, że mówiąc o Bossie używam czasu przeszłego. Nie oznacza to absolutnie braku szacunku do jego osoby a tylko ułatwia mi opowiadanie historii.

wtorek, 10 listopada 2009

Pikantne szczegóły stosunków


Mów do mnie Boss, bo ja jestem… Boss, tak na mnie mówią wszyscy. Nawet mama tak do mnie mówiła. Jestem duży, największy tutaj i dlatego jestem Boss.
Tak mniej więcej wyglądało pierwsze spotkanie z moim ostatnim head chefem.

Nie był on jak się szybko okazało prawdziwym chefem, ale samoukiem z bardzo dużym wyczuciem miejscowego rynku (tego co ludzie chcieliby jeść) i domowym podejściem do gotowania i prezentacji dań. Miało być dużo i smacznie, chociaż miał ciężką rękę do przypraw…jeżeli słyszało się ups!fuck! to oznaczało, że wysypało mu się czegoś dużo za dużo :)

Miał doskonałe poczucie humoru i znosił wiele naszych, żartów i psikusów (sam nie był dłużny!) i był jedynym DJ’em, którego znam, noszącym swoje płyty w reklamówkach!

Jednym z przepisów, które mi przekazał jest przyprawa Cajun używana w kuchni amerykańskiego południa i kreolskiej, którymi był zafascynowany.

Przyprawa Cajun

4 łyżki czerwonej słodkiej papryki
4 łyżki kurkumy
2 łyżki chilli
1 łyżka zmielonych ziaren kolendry
1 łyżka zmielonego kminu rzymskiego
½ łyżki czosnku w proszku
Szczypta soli
Szczypta czarnego pieprzu

Podane wielkości oczywiście można zmieniać, ale ważne jest zachowanie podanych stosunków między przyprawami. Pamiętaj, żeby dobrze je wymieszać. Przechowuj w szczelnie zamkniętym opakowaniu.

Jest to na pewno jedna z tysiąca wersji Cajun, które można spotkać w książkach lub internecie. Osobiście próbowałem co najmniej paru innych i żadna z nich nie była na tyle dobra i komleksowa.
Używam jej do ryb, kurczaka a nawet wołowiny. Tak naprawdę jest to przyprawa, którą zawsze mam w zapasie i używam na zasadzie ostatniej deski ratunku:)

wtorek, 3 listopada 2009

Ragoût z zielonej soczewicy i pieczarek w dużych kapeluszach


Parę miesięcy temu dostałem zaproszenie na spotkanie z Mis en place – agencji pośrednictwa pracy. Mimo tego, że nie szukałem zmian, zaintrygowało mnie to dlaczego ja? I skąd mają moje CV?
Po przyjściu zostałem skierowany do szefowej agencji (!) co tylko bardziej rozpaliło moją wyobraźnię…
Otóż, okazało się, że w Londynie powstaje miejsce - nowy przyszłościowy koncept – ujęła to tajemniczo pani z agencji. Moja wyobraźnia oszalała!

Nowy koncept okazał się wegetariański… a ja mięsożerny jestem, ideologicznie zbalansowany i lubię mieć pełen obraz (o ile wiecie o czym mówię) na talerzu również:)
Odpowiedziałem szczerze - nie lubię się ograniczać. Poza tym, kiedy nie mogę włożyć w coś serca (przepraszam wszystkich wegetarian!) – nawet nie zaczynam...

Jako odskocznię od moich mięsno-rybnych przepisów proponuję swoje autorskie, dzisiaj wymyślone

Ragoût z zielonej soczewicy i pieczarek w dużych kapeluszach

1kg pieczarek (z dużym kapeluszem)
Garść mieszanych grzybów suszonych (wcześniej namoczonych)
6-8 ząbków czosnku
1 duża cebula
1 por (tylko biała część)
120g dymki
1 łyżeczka cukru
250ml śmietanki kremówki
50ml porto
1 łyżeczka tymianku
1 łyżka posiekanego koperku
30g masła
1 łyżeczka oleju truflowego
Olej do smażenia
Sól morska
Świeżo mielony pieprz

250g zielonej soczewicy
1 marchewka
Liść laurowy
¼ cebuli
1 ząbek czosnku

Opłucz soczewicę, wsyp do garnka, zalej zimną wodą, dodaj obraną marchewkę (zostaw w całości- łatwiej będzie ją później wyrzucić), cebule i ząbek czosnku. Zagotuj i gotuj przez 10 minut na dużym ogniu, następnie zmniejsz ogień, przykryj przykrywką i kontynuuj gotowanie przez ok.20-25 minut. Wyrzuć marchewkę, czosnek i cebulę i odlej pozostały płyn. Trzymaj w ciepłym miejscu.

Obierz dymkę, potnij pieczarki w grube plastry, cebulę w cienkie piórka, czosnek i pora w plastry i odstaw.
W garnku, który pomieści całe danie rozgrzej olej i dodaj dymkę. Podsmaż minutę i posyp cukrem. Po 2 minutach dodaj 10g masła i smaż na średnim ogniu aż zbrązowieje i będzie miękka. Wyjmij dymkę i zachowaj na później a tłuszcz wylej.
Dodaj świeżego oleju i wrzuć cebulę, czosnek i pora. Lekko posól i smaż ok.10 minut aż zmiękną. Dodaj pieczarki i pozostałe masło. Dodaj trochę więcej soli i przykryj. Duś od czasu do czasu mieszając, aż grzyby lekko zmiękną. Dodaj grzyby suszone i wodę, w której się moczyły i tymianek. Zagotuj.
Wlej porto i gotuj przez minutę a następnie wlej śmietankę i zagotuj. Dodaj ugotowaną soczewicę i gotuj, aż sos zgęstnieje. Dopraw do smaku, wrzuć skarmelizowane cebulki i koperek. Podawaj z zielonymi warzywami.

Smacznego!

Ja podawałem to dzisiaj z maszem z ziemniaków i topinamburu (jerusalem artichoke) i purpurowymi brokułami.